"Daję, abyś ty dał" (Do ut des).
Czyż ta zasada nie jest jakoś narzucająca się w świecie międzyludzkich relacji?Idziesz do sklepu dajesz pieniądze, aby dano Ci towar, który wybierzesz (to jest raczej daję, abyś zapłacił, albo "płacę, bo mi dałeś", czyli jakaś zasada sprawiedliwości). Siłą więc wiążącą "daję" i "dałeś" jest słuszność. Wiemy, że wtedy postępujemy słusznie jedna i druga strona.
Do ut des.
Piszesz życzenie do znajomego, idziesz do niego na imieniny, czyż nie dlatego, aby i on przysłał ci życzenia i przyszedł do ciebie na imprezę imieninową. Z jednej strony pojawia się jakaś interesowność, zysk, pojęty uczuciowo, towarzysko, na który trzeba zapracować dając coś z siebie.
Daję, abyś ty dał.
Jednak między "daję" i "dał" jest pewna relacja, która może być różna. Jest pytanie co daję i czego spodziewam się, że dasz? Mogę dać w zęby, aby sprowokować drugiego do dania tego samego, ale mogę spodziewać się, że on już nie odda, bo nie będzie miał siły. Niektórzy dają pieniądze, abyś oddał mu swoje życie, aby mieć cię na własność. Brak proporcji między pieniędzmi a życiem czyni tę relację niesprawiedliwą.
Daję, abyś ty dał.
Masz czas do jutra, aby kupić te buty, mówi chłopak do dziewczyny. On daje jej czas, a ona ma coś dla niego zrobić. Relacja czasu i materii nie dla się ując w słuszność. Słuszność jest tutaj w relacji między nimi, czy on ma prawo do niej w ten sposób się zwrócić. Jeśli ma, bo jest jej bliski, to wtedy pojawia się słuszność.
Daję, abyś ty dał.
Wielu tę zasadę wiąże z interesowną kalkulacją i uznaje za pewien upadek moralny. Czy zawsze musi być interesowną kalkulacją? Gdy idziesz do kogoś, aby mu pomóc, czy zawsze myślisz, o tym, że kiedyś będziesz miał to oddane, jak nie przez tą, to przez inną osobę? Dzisiaj raczej ludzie spodziewają się, że jeśli zrobisz coś dobrego to, nigdy ci się nikt nie odwdzięczy... Ale czy to prawda? Czy rzeczywiście wszędzie jest zanik podstawowej szlachetności, naturalnej sprawiedliwości i wrażliwości na to, co słuszne? Raczej nie, są jeszcze takie miejsca i takie serca, które przynajmniej co jakiś czas zdobywają się na poszerzanie przestrzeni dobra.Jednak kalkulacja taka w relacji do Boga, czy ona się zmienia? Daję jałmużnę, abyś Ty Boże dał mi powodzenie w interesach. Niektórzy idą do wróżki, aby zapewnić sobie powodzenie w interesach, inni odprawiają jakieś tajemnicze ryty, a człowiek religijny daje jałmużnę, aby Bóg pomnożył jego dobra. Znam gościa, który zaczął dawać jałmużnę w postaci dziesięciny (zgodnie z zasadą: zw swego, w radości, Bogu i w ukryciu). Gdy dawał tej dziesięciny 140 zł, to było mu łatwo, ale po jakimś czasie tej dziesięciny było już 1400 zł, a wtedy pojawiają się nowe siły w sercu i nie daje się tak łatwo jej dawać, choć wyraźnie Bóg coś zmienił. Choć Bóg jest wierny i daje mu pracę, która pomnaża jego majątek. Niestety bogaty człowiek bierze kredyty, które znowu usidlają serce.
Gdy Franciszek chodził po Asyżu i wołał: kto mi da jeden kamień otrzyma jedną nagrodę ( poczytaj: http://sdf-juliusz.blogspot.com/), to właściwie nie obiecywał, że on będzie dawał tę nagrodę, raczej wierzył, że Bóg sam będzie dawał tym ludziom. Takim sposobem gdy Bóg zaczął dawać, było powołanie brata Bernarda, a Sylwester, który był księdzem kanonikiem, się na to naciął doświadczając chciwości swego serca. Doświadczenie to jednak dało początek jego nawróceniu. On też miał tę zasadę "daję, abyś ty dał". Dałem ci Franciszku kamienie, to ty teraz daj mi z tych pieniędzy Bernarda.
Dwie rzeczy jednak tu się pojawiają. Pierwsza: gdy się słyszy o tym, że Bóg komuś pomnożył pieniądze, to może warto ryzykować i traktować Pana Boga jako bankiera? Ale wtedy czy nie wypaczamy obrazu Boga, czy Bóg rzeczywiście jest od mnożenia pieniędzy? Na pewno nie, ale jest od przemiany naszego serca, a tego nie da się zrobić, bez dawania jałmużny. Druga: czy można mówić o tym w imieniu Boga, że jeśli dasz mi jeden kamień, to otrzymasz jedną nagrodę? Czy nie jest to po prostu inna forma oszustwa, jakim jest łańcuszek św. Antoniego? Jeśli się nie wierzy w Boga to jest to racja, a jeśli się wierzy to wtedy trzeba mieć jakby mandat od Niego w tej sprawie. Franciszek miał mandat od biskupa i od księdza z san Damiano.
Niektórzy mówią, że przeciwieństwem powyższej zasady jest zasada "daję ponieważ już mi dałeś", ale czy to prawda? Czy raczej nie jest to cofnięcie się wstecz i ukrycie tej samej relacji. Czyż nie jest też jakąś inną formą, odmianą poprzedniej. Gdy więc bezinteresownie interesuje mnie jakaś osoba, to skoro mnie interesuje, to jaki interes jest bezinteresowny? To rozważanie o miłości, bezinteresownym darze z samego siebie.
W świetle tego rozważania można przypomnieć sobie film "Podaj dalej", w którym dziennikarka szuka początku akcji, a odnajduje ją w chłopcu, który na końcu ginie. Dobro, jakby domagało się ofiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz